Witajcie!
Z prywatnych powodów musiałam zrezygnować z pisania, recenzji i współpracy z firmami. Powoli wracam do blogowania. Nie było mnie tutaj bardzo długo, dlatego też postanowiłam podzielić
się moimi powodami i przemyśleniami.
W
czerwcu, dzięki swojemu uporowi trafiłam z młodym do lekarza, który fachowym
okiem ocenił stan migdałów syna. Powód: chroniczny katar, chrapanie, bezdechy,
nadpobudliwość i ciągłe infekcje. Jak się okazało, to był „strzał w 10”, bo w
migdałach był już przewlekły stan zapalny i nie ma mowy o jakiejkolwiek ich
ochronnej funkcji. Pan doktor zbadał
również młodemu słuch,,, i zamarłam, kiedy usłyszałam, że moje dziecko nie
dosłyszy,,, Nie było żadnych objawów, nie zauważyłam nic niepokojącego. Ba! ja
nie wiem co to zapalenie ucha u dziecka, bo moje nigdy go nie przechodziło,,,
Natychmiastowa decyzja, operacja prywatna, bo na Państwowy zabieg czeka się od
6 m-cy wzwyż.
Stres jaki wiązał się z zabiegiem, nie pozwalał mi
funkcjonować. Bałam się po prostu,,,
Najbardziej o słuch. Operacja migdałów mniej mnie przerażała, znałam
mniej więcej jej zarys, siostrzeniec
przeszedł adenotomię. Bałam się o uszy, lekarz miał zdecydować podczas
operacji, czy wstawi małemu dreny, czy pozostanie przy nacięciu błon
bębenkowych. Od września – pierwsza klasa, drenaż uszu wiąże się ze zwolnieniem
z lekcji wf, czasową rezygnacją z basenu, zabezpieczaniem uszu podczas
codziennej kąpieli, bo drenów nie można absolutnie zamoczyć! W swojej głowie
już rysowałam najgorsze scenariusze i z perspektywy czasu stwierdzam, że te
rozterki były głównie spowodowane brakiem pełnej kontroli nad zachowaniem
mojego na szkolnych korytarzach.
Przyszedł dzień zabiegu. Wyspani, spakowani, udaliśmy się do
kliniki w której miał odbyć się zabieg. Stos dokumentów do podpisania, chyba
Pani w rejestracji pierwszy raz spotkała osobę, która czyta skrupulatnie każdy
formularz przed podpisaniem,,, ten jej wzrok. Potem przejście na oddział i
czekamy. Pocieszaliśmy się, że za godzinkę będzie po wszystkim. Niestety,,,,
Czekaliśmy ponad 4,5h. Zresztą nie tylko my, przesunięte w
czasie były chyba wszystkie zabiegi dzieci. Byłam wściekła, bo dziecko cały
dzień było bez jedzenia, w dodatku,,, pomylono małych pacjentów i zamiast
innego dziecka, na salę operacyjną pojechało moje! Na szczęście zaraz go
odwieźli na salę,,,,
Wreszcie doczekaliśmy się i synuś pojechał na salę operacyjną,
a my cali nerwach czekaliśmy na niego.
Bardzo się bałam tych chwil po przewiezieniu na salę, przez te pięć godzin
napatrzyłam się na różne sytuacje na oddziale,,, Na szczęście moje dziecko było
bardzo dzielne, bardzo dobrze zniósł zabieg i wybudzanie z narkozy, przespał
najgorsze momenty. Spędziliśmy w klinice jedną noc i nazajutrz pojechaliśmy do
domku.
Minęły trzy tygodnie od zabiegu, a ja widzę ogromną różnicę w
zachowaniu i funkcjonowaniu mojego dziecka. Śpi spokojnie, z zamkniętą buzią, nie
chrapie i charczy w nocy. Lepiej słyszy, zdecydowanie wyraźniej mówi! Póki co
zdrowie dopisuje, zobaczymy, co będzie dalej, w końcu sezon jesienno-szkolny
dopiero przed Nami.
Podsumowując, pomimo różnych sytuacji, które bardziej lub
mniej wyprowadziły mnie z równowagi podczas oczekiwania na zabieg, mimo
fatalnego podejścia lekarzy operujących – do rodziców- totalna dezinformacja,
brak empatii i podstawowych informacji na temat przebiegu operacji, pielęgnacji
dziecka po zabiegu,,, cieszę się, że zdecydowaliśmy się razem z mężem na ten zabieg.
Po wizycie kontrolnej wiem, że ze słuchem jest wszystko w porządku, a to jest
dla mnie najważniejsze! Myślę, że warto zdecydować się na taki zabieg, jeśli są
ku temu wskazania, bo przecież najważniejsze jest zdrowie dziecka i jego
komfort życia.
Stwierdziłam, że napiszę o tym kilka słów, nie medycznych
wywodów, ale obserwacje i odczucia matki. Może komuś pomogą w pojęciu decyzji,
czy przygotują na różne sytuacje oboczne. Macie jakieś swoje doświadczenia w
tym temacie?
Pozdrawiam :*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz